Byłam pracoholiczką, powiedziałam Basi Kohlbrenner w pierwszym odcinku jej projektu „Moc Kobiet”
Basia zna się na ubieraniu. Jest stylistką, doradcą wizerunku, specjalistką od biznesowego dress code’u. Niedawno odkryła swoje nowe oblicze – life coacha i pomysłodawczyni cyklu wywiadów „Moc Kobiet”. Projekt rozpoczęła od rozmowy ze mną. Umówiłyśmy się w moim ulubionym miejscu pod Wawelem, w Metaforma Cafe, gdzie co dwa miesiące to ja przepytuję moich gości na spotkaniach Klubu Miasta Kobiet. Tym razem rolę się odwróciły, ona pytała, ja odpowiadałam.
Powiedziałam między innymi:
Odkryłam, że w moim życiu jest za mało radości, której nie było z powodu pewnego doświadczenia z przeszłości. Bez radości blokujemy się na świat i na nieznane. Odmawiamy sobie prawa do życia. Istnieje różnica między radością, a szczęściem, bo tego nigdy mi nie brakowało. Pozwolenie sobie na radość było zwrotnym momentem w moim życiu.
Byłam beznadziejnym przypadkiem pracoholika, który mógłby nie wychodzić z biura. Mój umysł mielił pracę niezależnie od tego, czy byłam w domu czy w redakcji,. Teraz jak myślę o tamtych latach nie mogę pojąć, jak to możliwe, że doprowadziłam się do takiego stanu i co więcej, że czerpałam z tego satysfakcję. Dziś jestem dumna z tego że pracuje mniej.
Moja mama była nauczycielką, tata inżynierem. Mama nauczyła mnie czytać, a tata grać w szachy. Czytając książki dowiedziałam się, że istnieją różne światy. Szachy i konkursy na które wyjeżdżałam dały mi możliwość poznania różnorodności. Gra nauczyła mnie nie tylko planowania, przewidywania posunięć przeciwnika, ale co najważniejsze, podnoszenia się po porażkach. Tyle samo partii przegrywałam, co wygrywałam.
Od rodziców nauczyłam się pracowitości. Ale pracowitość ma swoje cienie, jak każda cecha, która powszechnie jest uważana za „dobrą”. Ja otrzymałam ją w pakiecie z nieumiejętnością odpoczywania. Nie pamiętam moich rodziców odpoczywających, ja sama nauczyłam się tego już w dorosłym życiu. Dziś im więcej odpoczywam, tym mniej pracuję, za to wydajniej.