Bali wita turystów szeroko otwartymi ramionami, z jednym wyjątkiem. W święto Nyepi (Dzień Ciszy, balijski nowy rok) nie da się na wyspę przylecieć, ani z niej odlecieć. Ludzie siedzą wtedy w domach, a po ulicach grasują… demony.
Nyepi Day (w tym roku przypadł na 28 marca, data jest ruchoma, zależy od fazy księżyca) obchodzi się bez fajerwerków, muzyki i zabawy. Balijczycy witają go w skupieniu, nie oglądają telewizji, nie korzystają z internetu, nie wychodzą z domów. Niektórzy nie jedzą i nie mówią przez całą dobę, od 6 rano do 6 następnego dnia.
Czekałam na Dzień Ciszy z ciekawością, bo miałam za sobą doświadczenia z całodobowym niemówieniem, otwierającym w sercu światy, do których w codziennym zagadywaniu rzeczywistości drzwi są zamknięte. Jednak sytuacja, gdy cała wyspa wchodzi w energię ciszy była wyjątkowa i zaskakująca. W Nyepi Day zamknięte są wszystkie firmy, sklepy i restauracje. WSZYSTKIE. Ulicami nie przemyka żaden motor, samochód, a nawet pieszy. Stróże prawa dyskretnie czuwają, by jakiemuś turyście nie wpadło do głowy wyjść z hotelu na spacer (dla mieszkańców jest to oczywiste, naruszenie tej zasady okryłoby ich hańbą). W tym dniu nie lądują i nie stratują na Bali samoloty, a o godzinie 19 gasną światła na całej wyspie. Rozgwieżdżone niebo ujawnia wtedy nieskończoną głębię i wielowymiarowość.
Dzień Ciszy jest jak post dla przejedzonego organizmu, jak sen dla zmęczonego ciała, w czasie którego regenerują się przepracowane komórki. Odcięcie od bodźców, zabiegania, mówienia, codziennego krzątania się, tworzy przestrzeń, by pobyć tylko ze sobą.
Całodniowe wyciszenie w Neypi Day pozostaje w kontraście z poprzedzającym go Neypi Eve, czyli wigilią nowego roku, kiedy ulice balijskich miast i wiosek opanowane są przez kolorowe i hałaśliwe parady. Płoną pochodnie, dźwięki gamelanów jak oszalałe atakują uszy, między ludźmi przeciskają się przerysowane postaci wyjęte wprost z balijskich eposów (doskonałe obiekty do selfie), a nad tłumem górują Ogoh-Ogoh, monstrualnie powyginane figury konkurujące o tytuł największej i najbardziej przerażającej. Mają karykaturalnie wymalowane i powykrzywiane twarze, wywinięte szerokie wargi obnażające drapieżne zęby, rozwichrzone szczeciny na głowie, ręce szeroko rozpostarte, z pazurami gotowymi do ataku – nie są to bóstwa, ale demony. Bo dla nich właśnie odbywa się ta wielobarwna maskarada, jest zaproszeniem złych duchów na Bali. I dla nich jest cisza i pustka na ulicach następnego dnia. Żeby się wyszalały, przekonały, że nic ciekawego na wyspie się nie dzieje i opuściły ją aż do następnego nowego roku.
Dzień po Nyepi Day wyspa budzi się powoli do nowego życia. Turyści wracają na zakupowe szlaki, ale dla Balijczyków to wciąż jeszcze święto, czas odwiedzin, a przede wszystkim dzień wybaczania i wdzięczności.