Przeciętny człowiek bierze 20 tysięcy oddechów dziennie. Ile z nich jest świadomych? O inteligencji oddechowej rozmawiam z Michałem Godlewskim, trenerem oddechu, założycielem Instytutu Oddechu

Aneta Pondo: Jak prawidłowo oddychać?

Michał Godlewski: W samym pomyśle, że można oddychać prawidłowo lub nie, jest błędne założenie. Można oddychać w sposób, który niesie pewne skutki, ale nie myślałbym o tym jako o oddychaniu prawidłowym lub nieprawidłowym, dobrym albo niedobrym.

Nie ma czegoś takiego jak prawidłowy oddech?

Michał Godlewski: A istnieje jakiś prawidłowy rodzaj urody? No właśnie. Istnieje niebezpieczeństwo myślenia, że prawidłowe wykonanie techniki oddechowej jest tym, o co chodzi w pracy z oddechem. Oczywiście są pewne wytyczne, procedura oddychania, ale kluczem jest zrozumienie, że oddech jest inteligencją, która dokonuje samoregulacji, pod warunkiem że damy jej miejsce i przestrzeń. Nie musisz się dopasowywać do jakiegoś wzorca, bo ten wzorzec istnieje w tobie, w inteligencji twojego ciała, w mądrości oddechu. Normą jest więc twój unikalny, specyficzny sposób oddychania.
Gdy zaczynam pracować z ludźmi, bardzo się starają „dobrze oddychać” i to sprawia, że nie mogą tego zrobić dobrze. To dlatego, że oddech jest funkcją naturalną. Jak mu się zrobi miejsce, to zaczyna się regulować w sposób korzystny dla człowieka, wypływa z tego, czego ciało potrzebuje. Staje się „prawidłowy” w tym sensie, że przebiega w sposób swobodny, rozluźniony i naturalny, ale nie dlatego, że został dobrze zrobiony, tylko dlatego, że jak człowiek zaczyna słuchać siebie w tym oddechu, to on przyjmuje najwłaściwszą trakcję.

Uczysz oddychania, czyli czego, skoro nie jest to „prawidłowe oddychanie”?

Michał Godlewski: Na pierwszym, podstawowym poziomie uczę inteligencji oddechowej, czyli jak dzięki relacji z własnym oddechem być bardziej rozluźnionym, mieć więcej energii, kiedy jest potrzebna, czuć więcej spokoju, kiedy jest potrzebny. Praca z oddechem sprawia, że człowiek jest mniej podatny na wpływy zewnętrzne, trudne sytuacje, rozmowy. Na głębszym poziomie uczę, jak mieć lepszy dostęp do własnych uczuć, do tego, czego pragniemy naprawdę, co prawdziwie czujemy. Oddech może zostać użyty do rozładowania nagromadzonych latami emocji, żeby nam było lżej w ciele. Najgłębszy wymiar pracy z oddechem to docieranie to tego, kim naprawdę jesteśmy.
Bardzo ładnie nazwał to jeden z moich klientów. Zapytany podczas sesji oddechowej o to, co teraz czuje, powiedział: „mojość czuję”. To słowo przewyższa swoją bezpośredniością wiele kategorii psychologicznych albo duchowych. „Mojość”, czyli coś, co rozpoznaję jako siebie, co jest czasem przywalone, przysypane różnymi wyobrażeniami na własny temat albo próbami spełnienia oczekiwań. I to coś nagle się ujawnia i odsłania.
Sposób oddychania determinuje to, w jaki sposób przeżywamy siebie i sytuacje. Jeśli oddech będzie długi, swobodny i wolny, będziemy spokojniejsi. Ale oddech nie tylko uspokaja. Także może wzmocnić przeżywanie, wnieść więcej życia, ognistości czy eksplozywności. Bo o to chodzi w pracy z oddechem, żeby człowiek był bardziej żywy, mniej usztywniony, wycofany, zakleszczony. Niezależnie od tego, czy jest to zakleszczenie mentalne, emocjonalne czy fizyczne, oddech je rozbraja.

Dlaczego dorośli muszą się tego uczyć? Bo dzieci chyba nie mają problemu z oddychaniem.

Michał Godlewski: Dzieci mają swój naturalny wdzięk i grację fizyczną. Są urokliwe w naturalności, ich ciało jest miękkie i elastyczne i oddech znajduje w nim sobie miejsce. Tracą to w procesie przystosowania się do społeczeństwa, pod wpływem edukacji, narzucanych norm. Dziecko reguluje przeżywanie przez zaciskanie oddechu. Jak się mu mówi: „nie płacz”, to ono musi coś z tym zrobić, zostaje z napięciem w ciele i ta sztywność wpływa na brak swobody oddechu. Negatywnie na inteligencję oddechową wpływają rzeczy, od których człowiek traci poczucie siebie, czyli wszystkie komunikaty, szczególne od kogoś, kto jest autorytetem (np. rodzic lub nauczyciel), które mówią mu: nie czuj tego, co czujesz; nie chciej tego, czego chcesz teraz; zachowaj się tak, jak inni chcą, a nie tak, jak ty chcesz. Swoboda oddychania jest swobodą przeżywania, a nie wszystkie emocje – np. gniew, złość czy nawet eksplozywna radość – są społecznie przyjmowane.

Michał Godlewski
Michał Godlewski: Praca z oddechem sprawia, że człowiek jest mniej podatny na wpływy zewnętrzne, trudne sytuacje, rozmowy. [fot. Konrad Kuśnierzewski]
Twoi klienci szukają w oddechu sposobu, aby się odstresować czy aby przeżyć głęboką transformację?

Michał Godlewski: Są tacy i tacy. Jeśli ktoś ma własną kancelarię prawniczą, pracuje 14 godzin na dobę i nie może spać, to nie interesuje go wewnętrzna transformacja, tylko żeby się wyspać, i w tym obszarze pracujemy. Są osoby, które przychodzą ze względu na cierpienie czy jakąś trudność w życiu; ich nie interesuje rozwój osobisty, tylko żeby się lepiej żyło. To, co robię, musi służyć życiu, a nie odwrotnie. Takie jest moje podejście. Przychodzą też ludzie, którzy szukają jakiegoś lepszego świata w sobie i siebie samego. Przykładem jest kobieta, która zaczęła sesję u mnie od wypowiedzi: „U mnie wszystko dobrze, w domu dobrze, w pracy dobrze, w związku dobrze, tylko nie wiem, kim jest i czego chcę”.

Dostają to, po co przychodzą?

Michał Godlewski: Często tak. A czasem dostają coś innego. Ktoś przychodzi, żeby mieć więcej energii do realizowania swoich projektów, ale jego oczekiwanie jest nieadekwatne, bo on już robi za dużo. To tak jakby oczekiwał ode mnie, że dam mu jeszcze więcej kawy, narkotyków lub innych używek, żeby pracował więcej. W takim przypadku trzeba przyjrzeć się, jak zbalansować energię, żeby płynęła naturalnie, a nie żeby się przestymulowywać. Przychodzą ludzie z różnymi potrzebami. Prezesi lub właściciele firm, którym kończy się siła do bycia przywódcami, co jest wymagające i obciążające, potrzebują przeorganizować swoją postawę wobec pracy, żeby przestać chorować, bo ciało nie wytrzymuje. Przychodzą mamy, które tracą cierpliwość do dzieci. Albo ktoś, kto pragnie ułożyć sobie życie w relacji. Często to się udaje. Przy okazji ludzie otwierają się na tę transpersonalną przestrzeń, która wykracza poza osobiste „ja” i osobiste problemy. Czują się połączeni z przepływem życia, bardziej w nim osadzeni i bardziej potrafią je docenić.

Na ile to, co robisz, jest podobne do technik oddechowych w jodze, np. pranajam? Ważne jest, czy się oddycha nosem czy ustami, jakie jest tempo wdechu i wydechu?

Michał Godlewski: To, o czym mówisz, to jest podejście mechaniczne. Jeśli domagasz się ode mnie konkretnych instrukcji, to tak jakbyś pytała: „Kiedy dziecko płacze, to co mu trzeba najpierw powiedzieć?”. Jak ktoś napisze taką instrukcję, to uważam, że zrobi źle. W mojej praktyce to wygląda inaczej. Przykładowo, jeśli obserwuję, że ktoś w ogóle nie oddycha brzuchem, to znaczy, że tam jest jakiś obszar wyłączony z przeżywania fizycznego, emocjonalnego, duchowego, że ten człowiek w tym miejscu nie żyje. Zachęcam do oddychania w ten wyłączony z przepływu obszar, eksplorujemy razem, jakie napięcia, przeżycia i uczucia tam są. W rezultacie ta osoba staje się pełniejsza.

Czy to, co się robi w czasie sesji oddechowej u ciebie, można potem robić samemu, w domu?

Michał Godlewski: Tak, można robić te najprostsze sposoby oddychania, które uspokajają, dodają energii, odstresowują. Ale mówimy o innym poziomie pracy, która jest jak utrzymywanie codziennej higieny, jak codzienne mycie zębów, a nie jak ich kanałowe leczenie.

Czy oddechem można sobie zaszkodzić?

Michał Godlewski: Jeśli pracuje się z oddechem rozsądnie, to nie. Można w takim sensie, że oddech szybko daje dostęp do emocji, nawet bardzo dużych emocji, i jeśli nie mamy zbudowanego świadomego „ja”, czyli czegoś, co potrafi te emocje pomieścić, nazwać i świadomie przeżyć, to one nas pochłaniają. Dlatego pierwszym etapem pracy z oddechem jest wzmacnianie stabilności osoby. Robi się to przez określony niezbyt ekspresywny sposób oddychania. Bo clou nie tkwi w samym oddychaniu, tylko w tym, że jest ono sprzężone ze stanem człowieka. Nie pracujemy z oddechem, tylko z człowiekiem, a oddech jest tym, czym pracujemy.

Jaka była twoja droga do oddychania? Pamiętasz swój pierwszy świadomy oddech?

Michał Godlewski: Na trzecim roku studiów prawniczych poszedłem na warsztat rozwoju osobistego o nazwie Poczucie własnej wartości. Miałem 23 lata. Dowiedziałem się rzeczy, których nie nauczyłem się w domu ani na studiach. Podjąłem wówczas decyzję, że pójdę za tym, bo jest w tym wartość. Kończyłem studia prawnicze i równolegle jeździłem na warsztaty, żeby rozwijać siebie i się uczyć. Akurat w tym czasie rozpoczęły się w Polsce dwie szkoły oddechowe, jedną prowadziła prezes fundacji pracy z oddechem z Australii Nemi Nath, a drugą doktor psychologii Joy Manne ze Szwajcarii. Tak to się zaczęło.

Jesteś z wykształcenia prawnikiem, a zarazem tancerzem, trenerem biznesu, trenerem oddechu. Sporo masz tożsamości.

Michał Godlewski: Mam zdolność syntetyzowania. Potrzebowałem zbadać różne obszary, bo zawsze wydawało mi się, że w tym, czym się zajmuję, nie została uwzględniona jakaś ważna perspektywa. I eksplorowałem. Wszystko to ma związek z rozwojem osobistym i pracą przez ciało.

Stąd taniec?

Michał Godlewski: Zawsze tańczyłem. Już jako dziecko, w domu, tworzyłem choreografie, potem był film „Dirty Dancing”, po którym poszedłem na kurs. Taniec uczył dyscypliny ciała i dawał pełnię przeżycia. Wszystko, czego się nie da powiedzieć, bo nie ma na to słów, albo nie wolno powiedzieć, można było wyrazić w tańcu.

Michał Godlewski
Michał Godlewski: Wszystko, czego się nie da powiedzieć, bo nie ma na to słów, albo nie wolno powiedzieć, można wyrazić w tańcu. [fot. Konrad Kuśnierzewski]
Dlaczego studiowałeś prawo?

Michał Godlewski: Bo dziewczyna szła na prawo (śmiech). Dobrze się uczyłem i mogłem iść na każde studia, a prawda jest taka, że nie powinienem iść na żadne, tylko tańczyć. Nie miałem jednak wtedy takiej otwartości ani odwagi, żeby na to postawić, i moja rodzina też mnie w tym nie wsparła. Ale lubiłem studia prawnicze. To były studia, które pokazują ewolucję myśli społecznej na temat ochrony wartości. Szybko trzeba było się na studiach nauczyć, że prawo nie ma związku ze sprawiedliwością. We wszelakich społecznościach trzeba się dogadać: Co robimy, jak ktoś coś ukradnie? Jak sobie z tym radzimy? Czy go karzemy? A jak go karzemy, to z zemsty czy dlatego, aby w przyszłości tego nie robił? Itd. Jako ludzkość cały czas dojrzewaliśmy w prawie do tego, żeby jak najlepiej spełniało swoją funkcję. Notabene, nie uważam, żeby to się udało, ale można prześledzić, jak się ludzkość rozwijała, i z tej perspektywy to bardzo humanistyczne studia. Bo z perspektywy przyswojenia przepisów studia prawnicze są mechaniczne.

Czy były momenty w historii ludzkości, że funkcjonowaliśmy w lepszym systemie prawnym?

Michał Godlewski: Myślę, że w różnych społecznościach ludzie byli bliżej siebie samych, np. w niektórych społecznościach indiańskich, jak ktoś popełnił przestępstwo, nie było kary, tylko wysyłano go do takiego miejsca, w którym przypominano mu, co to znaczy być człowiekiem. Dobrze go traktowano, wspierano, kochano pomimo tego, co zrobił.

Czy zadajesz sobie jeszcze podstawowe filozoficzne pytania, w rodzaju: jaki ma sens życie, istnienie człowieka?

Michał Godlewski: Na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi, i już się z tym pogodziłem, co nie znaczy, że przestaję je zadawać. Myślę, że intelektualnie nie jestem w stanie na to odpowiedzieć. Wydaje mi się natomiast, że jestem lepszy, niż byłem. I sensem życia jest po prostu życie.

Dzięki oddechowi?

Michał Godlewski: Tak. Wystąpiłem kiedyś na konferencji radosnego życia i moje pierwsze zdanie było: „Jestem doskonałym prelegentem na tę konferencję, bo przez większość życia byłem smutny. Dlatego teraz wam opowiem, czym jest radosne życie”. Tak więc poczucie humoru jakieś miałem, bo to jest funkcja intelektu. Rzeczywiście słuchałem smutnych piosenek i zawsze była mi bliska cierpiąca słowiańska dusza.
Radość odkryłem dzięki pracy z oddechem. Miałem wtedy może 32 lata. Siedziałem z kawą, bez żadnego entourage’u, nie paliłem kadzidła, świec. Trudno nawet powiedzieć, żebym stosował jakąś technikę oddechową – miałem depresję i nie byłem w stanie siąść w żadnej pozycji do oddychania, bo mi było niedobrze. Nie miałem siły wstać, nie miałem po co. Ale głęboko wierzyłem w oddech, wiedziałem, że kryzys służy reorganizacji człowieka, żeby się złożył w solidniejszą całość. Siedziałem tak z tą kawą… i nagle zaczęła się otwierać radość, radość bez przyczyny, bo nic się nie zmieniło – nie wygrałem w totolotka, nie wrócił do mnie człowiek, z którym się rozstałem, nie zacząłem więcej zarabiać. Nagle odkryłem radość, która się w człowieku wydarza bez przyczyny. Taka, o której piszą w związku z różnymi doświadczeniami, czy to buddyjskimi czy chrześcijańskimi. Poznałem radość życia, która jest osadzona w fizyczności.

Dlaczego wcześniej byłeś smutny?

Michał Godlewski: Myślę, że tych przyczyn jest wiele, od osobistych przez narodowe, kolektywne. Mamy tu w Polsce od pokoleń bardzo ciężką historię. W jakiś sposób jesteśmy jej spadkobiercami, to jeden wymiar. Ta specyfika słowiańskiej duszy też taka jest, że najgłębsze poruszenie wywołują cierpiętnicze pieśni. Z domu rodzinnego przeniknął smutek, który nie był mój, i z nim żyłem. Smutek to nie jest złe uczucie. Lubię go teraz, ale się w nim nie nurzam, nie żyję przez niego. Jak przychodzi falą, robię się cieplejszy dla innych, głębszy (to nie znaczy, że w radości tego nie potrafię). Natomiast gdy jest w dysproporcji, to ogranicza funkcjonalność i życie.

Na stronie napisałeś, że założyłeś Instytut Oddechu, bo oddech pomógł ci w przezwyciężeniu trudności w życiu osobistym. Właśnie depresję miałeś na myśli?

Michał Godlewski: Chętnie się odniosę do depresji, bo to znaczący temat. Zacznę od Wikingów. Kiedy się myśli o Wikingu, to widzi się niezłomnego, silnego wojownika. Tymczasem w kulturze Wikingów funkcjonowało coś takiego, że mężczyzna przynajmniej raz w ciągu życia miał prawo wyłączyć się na sześć miesięcy do dwóch lat. Dla takich ludzi był przygotowany dom. Wchodzili do tego domu i nic nie robili – leżeli albo gapili się w ogień. Społeczność rozumiała, że taki człowiek się przepoczwarza. Przechodzi okres obniżonego samopoczucia i poziomu energii i wówczas nie można go wysłać w tych sprawach, w których się go zwykle wysyłało, gdzie miał się wykazać aktywnością, sprawnością i energią, tylko potrzebuje wyłączenia, żeby się odrodzić. Myślę, że w naszej kulturze tego nie rozumiemy. Jak człowiek wchodzi w okres obniżonego samopoczucia, to bierze prozac, pije kawę czy redbulla i próbuje się zmobilizować do aktywności. Zrozumienie depresji i obniżonego poziomu energii jako procesu egzystencjalnego jest istotne, bo to jest ten moment, kiedy cała energia wycofuje się ze świata do środka i tam się w człowieku coś zmienia. Tak można na nią popatrzeć, i tym ona wówczas była dla mnie.
Ludzie czasami mówią, że mają depresję, a są tylko smutni. Depresja wiąże się z tym, że najprostsze czynności życia codziennego stają się trudne. Nie ma poczucia sensu czy celu, żeby je wykonywać.

Można mówić o depresji jako o inicjacji?

Michał Godlewski: Jeśli byśmy podłożyli planszę szamańską, to tak. Psychiatra Kazimierz Dąbrowski mówi, że przechodzenie przez kryzys jest pozytywną dezintegracją, podczas której człowiek się rozpada, żeby się złożyć, zintegrować na wyższym poziomie. Pytanie więc, jak na to popatrzymy oraz czy przejście przez depresję wspiera się jako inicjację, czy zatrzymuje, aby jak najszybciej odtworzyć w człowieku zdolność do funkcjonowania.

Jak można pomóc człowiekowi w depresji?

Michał Godlewski: To jest bardzo trudne pytanie. Odpowiedź zależy od definicji pomocy. Nie wiem, czy nas na to społecznie stać, by zafundować człowiekowi w depresji sześć miesięcy do dwóch lat przerwy bez próby przywrócenia go do aktywności. A przy tym zapewnić mu opiekę i wsparcie – psychologiczne, terapeutyczne albo duchowe, bo myślę, że świadome towarzyszenie w przechodzeniu przez depresję jest kluczowe. Jak się zdarzy dobry przyjaciel, to on też tę funkcję spełni. Trzeba się też przyjrzeć fizjologii (sprawdzić, czy to tylko poziom hormonów, spadek serotoniny), zapewnić właściwe warunki progowe, dietę, ruch, opiekę, a także zrozumienie, bez prób wciągnięcia takiej osoby do życia. Ważne jest pozwolenie na wycofanie, które może spowodować ponowne wejście w życie w sposób jeszcze pełniejszy. Poszukujemy na własną rękę sposobów. Terapia staje się coraz bardziej popularna dlatego, że potrzebujemy kogoś, z kim można przejść przez depresję. Natomiast rzadko możemy sobie pozwolić na rezygnację z pracy i całej reszty.

A oddech pomaga?

Michał Godlewski: Tak. Oddech pomaga, bo podnosi poziom energii życiowej. Wystarczy się przyjrzeć fizjologii – uaktywniają się pewne związki chemiczne, które dostarczają energii poprzez spalanie komórkowe. Dzięki oddechowi zyskujemy bardzo szybko dostęp do dobrych uczuć, a to działa przeciwdepresyjnie. Jak człowiek jest w depresji, to brakuje mu nadziei, wydaje mu się, że tak zostanie, a oddech pozwala dostrzec, że może i teraz jest pochmurno, ale słońce nadal istnieje. W otwarciu oddechu można też dojść to źródła depresji, do tego, co ją zainicjowało – jakieś wydarzenie, strata, a może wycofanie miłości własnej. Ważna jest praca z wykwalifikowanym praktykiem.

Tyle jest ścieżek rozwojowych, a chyba wcale się łatwiej nie żyje. Dlaczego tylu ludzi jest zestresowanych, z depresjami lub poczuciem braku sensu?

Michał Godlewski: Myślę, że żyjemy w czasach, które sprawiają, że tracimy świadomość sensu istnienia. Mamy więcej, ale nie wiem, czy potrafimy się tym, co mamy, bardziej cieszyć. Wydaje się, że wiele mechanizmów społecznych nakręca nas do osiągania sukcesu, bycia zajętym, zarabiania więcej i kupowania więcej rzeczy, które nie są nam niezbędne i które nie dają poczucia sensu. To raczej wtedy, gdy zatrzymujemy niepotrzebne ruchy czy wycofujemy nadmiar, otwiera się coś bardzo bliskiego człowiekowi.
Nie jestem za tym, żeby usiąść pod drzewem i czekać na oświecenie. Myślę, że to nie jest właściwe człowiekowi. Uważam, że człowiek ma potrzebę, żeby dać światu to, co ma najlepszego. Widocznym tego wymiarem są sukcesy, osiągnięcia, pokazanie, że się coś wymyśliło, zrealizowało i ludzie z tego korzystają. Jednak nienasycenie sprawia, że nie potrafimy się cieszyć z „niczego”, które jest cały czas dostępne. A tu trzeba umieć nie tylko działać, ale i być. Jakoś to równoważyć. Cechą życia jest ruch i wyrażanie siebie, ale żeby to było pełne, trzeba zatrzymania i zagłębienia w siebie. Tak jak wdech i wydech. To są dwa przeciwstawne procesy, które reprezentują wszystkie procesy życiowe. Biorę – oddaję, działam – puszczam. Sięgamy po różne sposoby, by przywrócić sprawność działania, a co robimy, by nasycić się życiem?

Skąd u ciebie indiańskie imię Stands tall in the medicine?

Michał Godlewski: Otrzymałem je w ceremonii szamańskiej. Do Polski przyjeżdża dr David Thompson. Doktorat z psychologii uzyskał na Uniwersytecie Stanu Floryda. Obecnie wykłada w Seattle oraz prowadzi seminaria na temat przywództwa, zarządzania i sprawnego kierowania organizacją. Uczył się również w tradycji rdzennych Indian i uzyskał ich aprobatę w prowadzeniu ceremonii. Jedną z nich jest rozpoznanie prawdziwej natury człowieka i nadanie mu odpowiadającego jej imienia. Myślę, że każdy z nas tęskni, aby ktoś to w nas zobaczył. Kwiat się otwiera i pachnie, i tylko dlatego, że jest rumiankiem, pachnie jak rumianek. Każdy człowiek wnosi coś bardzo wyjątkowego. W coachingu nazwalibyśmy to potencjałem. W szamanizmie to się nazywa medicine. Podczas ceremonii, przy nadaniu imienia, często podejmuje się próbę rozeznania prawdziwej natury człowieka i przywrócenia mu jej.

Jak interpretować to twoje imię? Co to znaczy, że „silnie stoisz w medycynie”?

Michał Godlewski: Medycyna to lek. „Silnie stoi w swoim leku”, czyli w mocy uzdrawiania. W tym systemie pojęć każdy człowiek jest uzdrowicielem dla innych. I jak się otwiera, to zaczyna właśnie pachnieć tym zapachem, który działa tam, gdzie jest potrzebny.

Czyli że twoim potencjałem jest uzdrawianie innych? To właśnie odkryłeś?

Michał Godlewski: Ten, który stoi w swojej medycynie, w swoim potencjale, nie uzdrawia przez to, że coś robi, tylko przez to, że ma otwarte to, kim jest, rodzaj emanacji siebie. Szamani zobaczyli, że jestem silnie w tym osadzony. W kategoriach bliższych zachodniemu myśleniu chodziłoby o „samorealizację”.

Przed ceremonią tego nie wiedziałeś?

Michał Godlewski: Powiedziałbym, że zawsze to wiedziałem. Zresztą zależy o jakiej warstwie „ja” mówisz. Podczas tej ceremonii było trochę tak, jak wówczas, gdy podchodzi do kobiety mężczyzna i mówi: „Jesteś bardzo piękna”. I w tym momencie coś dookreśla, ona to przyjmuje i to jej piękno zaczyna się wydobywać. Ale to nie znaczy, że go wcześniej nie było albo że ona o nim nie wiedziała.

Twoje życie jest oddechem?

Michał Godlewski: Życie jest podróżą, a podróż jest przecieraniem oczu do czystego widzenia, czystego doświadczenia, i oddech jest jednym ze sposobów takiego przecierania, żeby mieć najlepszy kontakt z tym, czym życie jest, czego nigdy nie obejmiemy, nie nazwiemy, nigdy nie będziemy wiedzieć. Ale przeczuwamy. Te wszystkie aktywności ludzkie typu upijanie się, żeby stracić kontrolę, skoki na bungee, żeby poczuć wolność, uprawianie sportów ekstremalnych są próbą poszukiwania pewnego odmiennego stanu świadomości, resetu. Oddech jest w rzędzie tych rzeczy, pozwala się na tyle rozpiąć, żeby poczuć przez chwilę wolność od konstrukcji, którą jesteśmy.

[wywiad ukazał się w „Mieście Kobiet” nr 5/2016, zdjęcia: Konrad Kuśnierzewski;
Michał Godlewski był gościem 11.Klubu Miasta Kobiet,
zobacz: Wdech, wydech, Michał Godlewski

Więcej o Michale i jego warsztatach.
zobacz: Uwolnij Oddech]

Michał Godlewski: Indiańskie imię Stands tall in the medicine otrzymałem w ceremonii szamańskiej. [fot. Konrad Kuśnierzewski]
Michał Godlewski: Indiańskie imię Stands tall in the medicine otrzymałem w ceremonii szamańskiej. [fot. Konrad Kuśnierzewski]