Żadnej z trzech najważniejszych dla mnie książek w 2016 roku nie kupiłam w sposób świadomy, trafiły do moich rąk przez inne osoby lub tzw. przypadek.

Najważniejsza książka:
Eckhart Tolle, „Potęga teraźniejszości”. Pożyczyła mi ją na początku roku Ilona Felicjańska, gdy redagowałam jej książkę „Znalazłam klucz do szczęścia”. Wtedy przeczytałam ją niemal jednym tchem. Dziś czytam już własny egzemplarz po raz drugi, smakując i integrując każde zdanie, każde słowo, każdą sylabę, każdy kontekst, ciszę i wibrację. I mimo że wcześniej znałam doskonale ideę bycia tu i teraz (a przynajmniej tak mi się wydawało), i stosowałam ją (a przynajmniej podejmowałam takie próby), to czytając „Potęgę teraźniejszości” przekonałam się, że moje dotychczasowe tu i teraz było iluzją. Mam wrażenie, że nareszcie nie tylko „wiem”, co oznacza obecność, ale także zaczynam ją „czuć”.

Inne ważne:
Philips Kapleau, „Trzy filary Zen”. Książkę kupił mój mąż, ale nie przebrnął przez jej początek. Ja na szczęście zaczęłam od środka. Czytając ją czułam, że im bardziej moje oczy robią się okrągłe ze zdumienia, tym bardziej otwiera mi się umysł. Książka dokumentuje rozmowy uczniów z rosim na temat koanu Mu, w czasie dokusan  (nie tłumaczę tych obcych słów celowo, kto miał po drodze z buddyzmem, wie o co chodzi). Przytacza też relacje współczesnych Japończyków i ludzi zachodu, którzy osiągnęli oświecenie. W jednej chwili samourzeczywistnienie straciło dla mnie status nieosiągalnej idei i zeszło na ziemię. Fascynujące.

Keisha Crowther (Mała Babcia) „Plemię Wielu Kolorów. Przesłanie dla Ludzkości”. Mam tę książkę, chociaż jej nie kupiłam. Kupiłam za to „Starszyzna kobiet radzi światu. Rada trzynastu babć przedstawia wizję naszej planety” (nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jakiego oczekiwałam), a książkę Małej Babci dostałam w pakiecie. I to ona okazała się ważniejsza w tym zestawie. Kiedy relacjonowałam koleżankom opowiedzianą w niej historię kobiety, która jako dziecko rozmawiała z drzewami, zwierzętami i otrzymywała przekazy od Matki Ziemi, a w wielu trzydziestu lat została inicjowana na szamankę i ruszyła w świat z misją zebrania Plemienia Wielu Kolorów oraz ratowania Ziemi, patrzyły na mnie wyraźnie zaniepokojone i pytały „Wkręcasz nas, prawda?” Nie, nie wkręcam. Przeczytajcie koniecznie.

Poniżej fragmenty z tych książek wybrane przed chwilą na chybił trafił:

Potęga Teraźniejszości (str. 178)

Ogólnie rzecz biorąc, kobiecie łatwiej jest czuć własne ciało i być w nim, jest więc z natury bliższa Istnienia (a potencjalnie również oświecenia) niż mężczyzna. Właśnie dlatego wiele starożytnych kultur intuicyjnie wybierało żeńskie postaci czy alegorie, aby za ich pośrednictwem przedstawić lub opisać transcendentalną, niezależną od form rzeczywistość.

 

Trzy filary Zen  (str. 278)

Właśnie leżałam w łóżku i znowu praktykowałam zazen. Przez całą noc, na zmianę, wydychałam Mu i wpadałam w trans. Myślałam o mnichu, który osiągnął kensho w takim samym stadium zmęczenia. W końcu musiałam chyba zasnąć wskutek całkowitego wyczerpania. Nagle ten sam świetlisty anioł dotknął mojego ramienia. Tylko że tym razem przebudziłam się z promiennym „Ha!” i zrozumiałam, że jestem oświecona.

 

Plemię Wielu Kolorów. Przesłanie dla Ludzkości  (str. 140)

Nie możesz wspomóc rozwiązania żadnego problemu lub kryzysu, jeśli staniesz się przygnębiony czy przestraszony, ani jeśli będziesz powtarzał w swoim umyśle, jak źle wygląda sytuacja. Żeby stworzyć coś lepszego i bardziej konstruktywnego, musisz mieć dostęp do swojej najwyższej energii, jak boski współtwórca, będąc połączonym z wyższym ja i swoim sercem.