Fenomenalnym wykonaniem wykonaniem „Cry Baby” w The Voice of Poland przeszła do historii muzyki. Chadza własnymi drogami, a w jej słowniku nie ma miejsca na słowo „kompromis”. NATALIA SIKORA opowiedziała mi o kulisach programu i swojej drodze do muzyki. Wywiad ukazał się w magazynie „Miasto Kobiet” (nr 4/2013)
Zmieniłaś fryzurę. Mam wrażenie, że im bardziej jesteś znana, tym krótsze masz włosy.
Natalia Sikora: Nie ma w tym żadnej ukrytej symboliki (śmiech). Marzyłam od paru lat, żeby się ściachać na krótko. A że skończył się sezon teatralny, mogłam to zrobić, bo do września włosy zdążą odrosnąć.
Czy zaczęłaś już dzielić swoje życie na „przed” i „po” The Voice of Poland?
Natalia Sikora: Nie. I nie zamierzam wprowadzać takiego podziału. Nie ma we mnie zgody na to, żeby The Voice of Poland ingerował w mój sposób bycia i pracy, w kolejne projekty. Obecność w programie była świadomym manewrem promocyjnym, wykonanym po to, by pokazać światu wartościowe rzeczy, w których uczestniczę. W kategorii małego cudu traktuję to, że wzięłam udział w The Voice of Poland na moich warunkach – bo tak to można nieskromnie ująć.
Co to znaczy, że na Twoich warunkach?
Natalia Sikora: Miałam wystąpić już w pierwszej edycji programu, ale wtedy nie dogadałam się z organizatorami. Pracuję w teatrze, koncertuję, mam zobowiązania wobec wielu osób, więc udział w takim programie to duża logistyczna układanka i poważna decyzja. Utknęliśmy przy umowach, bo było w nich wiele bezsensownych zapisów, które oznaczały, że oddaję swoje życie artysty, czyli wszystko co zrobiłam do tej pory i wszystko co zrobię w przyszłości, w cudze ręce. Nie mogłam się zgodzić na coś, co będzie mi przeszkadzało później normalnie pracować albo na to, że ktoś będzie mi narzucał, jaką płytę mam nagrać. Przy drugiej edycji okazało się, że są to sprawy do przejścia.
Miasto Kobiet: Były momenty, kiedy musiałaś w czasie programu negocjować albo tupnąć nogą?
Natalia Sikora: Oczywiście. Nigdy w ciągu pół roku nie powiedziałam tyle razy „nie” .
Co próbowano Ci narzucić?
Natalia Sikora: Różne rzeczy, np. popową piosenkę albo bluzkę w kwiatki. Musiałam cały czas kontrolować, czy nie jestem wkręcana w dziwne pomysły. Oczywiste dla mnie było, że nie zrobię niczego, co jest niezgodne ze mną, narzucone na siłę.
A gdyby ktoś się jednak uparł i kazał Ci wyjść w tej kolorowej bluzce w kwiatki?
Natalia Sikora: Wiedziałam, do czego zobowiązuje mnie umowa. Jeśli był odcinek live, to wiadomo, że muszę się stawić i wyjść na scenę. Ale co ja na tej scenie zrobię, to jest już moja sprawa. Jednak podkreślam, że spotkałam się z dużą otwartością i zaufaniem. Też dzięki temu, że ogromną i nieprzewidywaną euforię wywołało moje wykonanie „Cry Baby” Janis Joplin, a właściwie już jego pierwsze 7 sekund. To jest niesamowite, że 7 sekund może narobić takiego szumu.
Dlaczego wybrałaś na pierwszy numer akurat „Cry Baby”?
Natalia Sikora: Dostałam od organizatorów programu listę, z której należało coś wybrać, ale nie byłam w stanie znaleźć na niej żadnego sensownego utworu, więc zaproponowałam „Cry Baby”. Z Janis Joplin znam się, odkąd jestem na tym świecie i odkąd tato po raz pierwszy włączył mi jej płytę. Czułam nosem, że jest to taki strzał, taki wulkan energii, że nie może przejść bez echa.
Marek Piekarczyk, którego wybrałaś na tzw. trenera, spełnił Twoje oczekiwania?
Natalia Sikora: Na początku kontakty były dosyć nieśmiałe, bo Marek też się musiał ustosunkować do sytuacji komercyjnej, która nie jest dla niego oczywista. Teraz nasze spotkania są niezwykle kreatywne. Cholernie się cieszę z tej znajomości i mam nadzieję, że to jest początek pewnych spraw, które dopiero nabiorą rozpędu.
To nie było Wasze pierwsze spotkanie, bo poznałaś go już w „Szansie na sukces”.
Natalia Sikora: To tylko takie gadanie. Zaśpiewałam w „Szansie na sukces” piosenkę z repertuaru TSA, ale Marka nie poznałam. Tyle, że przez chwilę widzieliśmy się w studio.
Nie skojarzył Cię potem, w czasie przesłuchania do The Voice of Poland?
Natalia Sikora: Nie od razu. Sam mi powiedział, że dopiero jak sobie mnie później wygooglował, to mu się ta „Szansa na sukces” przypomniała.
Lubisz oglądać swoje występy? Co wtedy czujesz?
Natalia Sikora: Nie lubię. Nie obejrzałam całego programu. Muszę mieć na to czas i najpierw odpocząć, żeby spojrzeć ze zrestartowaną głową. Ostatnie pół roku to było nie tylko The Voice of Poland. Miałam intensywny sezon teatralny, dużo koncertów i czuję się jak bokser po kilkunastu walkach w wadze ciężkiej. Bardziej z poczucia obowiązku obejrzałam kilka swoich występów z programu i były, nie ukrywam, takie dwa momenty, że sama się zasłuchałam i zapatrzyłam. To „Cry Baby” i później „Soldier of fortune”.
Repertuar to był za każdym razem Twój wybór? Bo wydaje mi się, że w tzw. Bitwach nie było możliwości decydowania.
Natalia Sikora: Bitwy to była manipulacja reżyserska, żeby podnieść oglądalność. Nie wiem czy powinnam o tym mówić, ale trudno, już powiedziałam.
Chodzi Ci o sposób doboru w pary?
Natalia Sikora: Prawdą jest, że rzeczywiście nie mieliśmy pojęcia, kto z kim będzie śpiewał. Natomiast wiem, że do bitwy z Dorotką Osińską stanęłam dlatego, że ktoś w nocy wpadł na pomysł: „O! To może nam podbić oglądalność!”. Nie zapominajmy, że program musi na siebie zarobić. Na jego realizację szły potworne pieniądze. Zrobienie go to był co tydzień, przez pół roku, ogromny wysiłek około 200 osób. Były całe ekipy od wyrazu scenicznego, oświetlenia, udźwiękowienia, stylizacji, makijażu, itd. Niesamowita machina. Sam występ to był czysty sport. Śpiewanie w realizacji takiego programu jest na samym końcu, najwięcej energii idzie na to, co się dzieje wokół. Bez kondycji fizycznej i taktycznego myślenia łatwo polec. Kiedy były lajfy, czyli programy na żywo, to cały dzień rozbijałam na 12 rund pojedynku bokserskiego. Wyjście na scenę, kiedy odeszli ode mnie ludzie zajmujący się dźwiękiem, światłem, moim wyglądem i tak dalej, to była ostatnia runda. I te ostanie sekundy przed występem musiałam poświęcić na maksymalne skupienie, przypomnienie sobie, po co tam jestem. Wychodziłam więc na scenę, robiłam to, co do mnie należało, i miałam na to zaledwie półtorej minuty do dwóch, bo obowiązuje ten chory czas antenowy. Bardzo ciekawe doświadczenie. Ogromna lekcja.
Co się działo po ostatniej rundzie?
Natalia Sikora: Wychodziłam stamtąd i cieszyłam się, że już się to skończyło (śmiech). Za każdym razem, kiedy kończył się jakiś etap, byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Nagrodą za wygranie The Voice of Poland jest kontrakt płytowy. Zaraz po programie oświadczyłaś, że jeśli ktoś z wytwórni będzie próbował stawiać ci jakiekolwiek warunki, to płyta nie powstanie, a Marek Piekarczyk powiedział, że Tobie nie da się niczego narzucić i że… współczuje Universalowi.
Natalia Sikora: Nie chcę zapeszać, ale na razie spotkałam się z bardzo dużą otwartością wydawnictwa. Płytę „Bezludna wyspa bluesa” będziemy nagrywać w sierpniu, a ukaże się jesienią. Będzie to autorski materiał, z moimi tekstami i kompozycjami Piotra Proniuka – pianisty, z którym już od dawna współpracuję. Na płycie znajdą się trzy, cztery kompozycje klasyczne bluesowe, natomiast reszta będzie wariacją na temat bluesa.
Myślałam, że jesteś bardziej rockowa niż bluesowa.
Natalia Sikora: Nie chcę tego rozgraniczać. Kiedy myślę o muzyce, to najpierw o świecie, którego ona ma dotknąć, o słowach, które mają w tym świecie zafunkcjonować i o tym, jak te materie ze sobą połączyć.
W czerwcu, zaraz po zakończeniu The Voice of Poland, pojawiła się płyta o znaczącym tytule „Zanim”. To też w związku z programem?
Natalia Sikora:Płyta była przygotowywana już od dłuższego czasu i miała mieć tytuł „Piosenki z teatru”, bo jest zbiorem utworów, które były rejestrowane przy okazjach różnych moich koncertów i występów. Wydawnictwo MTJ poczuło, że teraz, czyli zanim nagram płytę z Universalem, jest sensowny moment, żeby ją wypuścić. Najważniejszym dla mnie utworem na płycie jest „Testament” do słów Zbigniewa Herberta.
Niemal prosto z The Voice of Poland pojechałaś do Opola, też w ramach nagrody, i wygrałaś Superdebiuty.
Natalia Sikora: Kompletnie mi nie pasował ten wyjazd do Opola, ponieważ miałam w tych dniach już dawno zaplanowana premierę w teatrze. Więc najpierw powiedziałam ekipie z Opola, że sorry, nie przyjadę do Was, bo po prostu mam zajęty dzień. Ponieważ jednak były naciski ze strony telewizji dyrektor teatru puścił mnie, powiedział: jedź do tego Opola. Miało to na pewno jakiś artystyczny sens, ale byłam tam już strasznie zmęczona. A sam festiwal? Jest to duża impreza, na której są wszyscy, i tyle. Bardzo grzecznie o tym mówię i niech tak zostanie.
Prawie cała Polska poznała Cię, gdy zaśpiewałaś „Cry Baby”. Ale przecież Ty już przed programem byłaś w pełni ukształtowaną artystką, piosenkarką, aktorką. Coś Ci zacytuję: „Niezwykłe jest odkrywanie nowo poznanego Artysty, który od dawna robi świetne rzeczy”. To komentarz zamieszczony niedawno na YouTube pod Twoim występem z 2009 roku. Opowiedz o tych świetnych rzeczach, które robisz od dawna.
Natalia Sikora: Powiem o dwóch najważniejszych. Z Piotrem Proniukiem stworzyliśmy projekt, który ujrzał światło dzienne dzięki wydaniu przez Teatr Polskiego Radia płyty „Absurdustra. Próba Norwida”. Jest to poezja Norwida ujarzmiona w bluesowych brzmieniach. Druga rzecz to zespół Mięśnie. We wrześniu ukaże się nasza płyta. Ojcem Mięśni jest Jacek Beler, mój przyjaciel, kolega z roku, aktor Teatru Powszechnego w Warszawie. Już na studiach zawiązała się między nami rzadko spotykana więź międzyludzka. To taki stan, gdzie można się z drugim człowiekiem dogadać poza słowami i dotyka to materii sztuki.
Co grają Mięśnie?
Natalia Sikora: W sensie gatunku muzycznego jest tu dużo muzyki punkowej i funkowej. A do tego coś z pogranicza rocka i muzyki psychodelicznej. Mięśnie w stu procentach tworzą piosenkę artystyczną. Nie: aktorską, estradową, poetycką, ale właśnie – artystyczną. Mają bardzo performatywny charakter dzięki temu, że wrzucamy muzykę w teatralny kontekst, poszerzamy jej znaczenie. Łapiemy kontakt z widownią, prowokujemy widza, bo on jest najważniejszy, bez niego nie zadzieją się pewne rzeczy, nie będzie takiej energii. Stąd to co słyszymy na płytach jest diametralnie różne od tego, co się dzieje na koncertach.
A jeśli widz nie łapie tego, co chcecie przekazać? Jeśli śpiewacie, a z drugiej strony jest ściana niezrozumienia?
Natalia Sikora: Wiadomo, że zdarzają się i takie sytuacje. To się też czuje w teatrze, kiedy gramy. Mówimy potem po spektaklu, że „dzisiaj zatrybiło” albo „dzisiaj nie zatrybiło”. Mnie wystarczy, że znajdzie się na sali choć jedna osoba, której to co robimy otworzy wyobraźnię, bo o otwieranie ludzkiej wyobraźni nam chodzi.
Bluesowy Norwid i punkowe Mięśnie to projekty z innych bajek. Ktoś, kto przyjdzie na koncert Mięśni, bo usłyszał Cię w The Voice of Poland, będzie zaskoczony?
Natalia Sikora: Podejrzewam, że tak. Chociaż z drugiej strony, kreując za przeproszeniem swój wizerunek w programie The Voice of Poland, dawałam wyraźne sygnały, że wachlarz projektów, w których uczestniczę, jest szeroki.
Twój duży repertuarowy rozstrzał widać choćby po festiwalach i konkursach, w których brałaś udział i których większość wygrałaś. Festiwal im. Anny Jantar, Festiwal im. Anny German, Festiwal Piosenki Aktorskiej, dwa finały „Szansy na Sukces”, konkurs „Pamiętajmy o Osieckiej”, Festiwal im. Czesława Niemena, itd.
Natalia Sikora: Moja największa intensywność festiwalowa to były czasy liceum i początku studiów. Dla młodego człowieka, o którym nikt nie wie, festiwale były możliwością pokazania się widowni w różnych miastach w Polsce. Nie przeszkadzała mi różnorodność repertuarowa, bo w gruncie rzeczy i tak wszystko sprowadzało się do tego, żeby dobrać treść do przekazu i poruszyć ludzi.
Czujesz się bardziej aktorką czy piosenkarką?
Natalia Sikora: Nie chcę tego dzielić, bo jedno nie funkcjonowałoby bez drugiego. Doświadczenie aktorskie pracuje na doświadczenie muzyczne i odwrotnie.
Miasto Kobiet: Ale jednak wybrałaś uczelnię teatralną, a nie muzyczną.
Natalia Sikora: Wybrałam Akademię Teatralną z pełną świadomością, że będzie mi bardziej przydatna na mojej drodze artystycznej niż akademia muzyczna. Nie potrzebuję ujarzmienia głosu i nabijania głowy teorią na temat muzyki.
A jako dziecko chodziłaś do szkoły muzycznej?
Natalia Sikora: Tylko przez chwilę. Przez 3 miesiące, jeszcze w Słupsku, skąd pochodzę, chodziłam na lekcje klarnetu. Ale to niestety nie zatrybiło, nie miało sensu.
W teatrze masz więcej ról granych czy śpiewanych?
Natalia Sikora: W teatrze, w którym pracuję na stałe – bo w tym roku dostałam angaż w Teatrze Polskim w Warszawie – mam więcej ról śpiewanych. Natomiast szczęśliwie w mniejszych instytucjach, takich jak Studio Teatralne „Koło” czy Teatr Scena Prezentacje, udaje mi się robić rzeczy nieśpiewane.
Z czym Ci się kojarzy bunt?
Natalia Sikora: Z gniewem. Jeżeli się doprowadzi człowieka do gniewu, to jest to już jakaś ostateczność. Bunt jest dosyć skrajnym sposobem wyrażenia swojego zdania albo oporu wobec sytuacji, która jest bezsensowna.
Jako dziecko dużo się buntowałaś?
Natalia Sikora: Tak, mam to od małego. Są osoby, które mają strasznie wybujałą wyobraźnię, rozedrganą wrażliwość i chyba się do nich zaliczam. Buntowałam się widząc niewrażliwość ludzi na konkretne sytuacje typu, że ktoś się wywrócił, potrzebował pomocy i nikt nie zareagował. Ale też ogólnie – na struktury, instytucje, schematy myślenia.
W medialnych doniesieniach na Twój temat w tle pojawia się często tata. A co z mamą? Jesteś córeczką tatusia?
Natalia Sikora: Można tak powiedzieć – córeczką tatusia albo synem tatusia (śmiech). Tak naprawdę mama i tata są dla mnie równie ważni. Mama dała mi niebywałą odwagę, charyzmę, temperament. Tata dodał do tego swój własny odcień odwagi, charyzmy i temperamentu, od niego mam też umiejętność słuchania muzyki. Bo niektórzy potrafią słuchać muzyki, a inni nie. Tata przeprowadził mnie od dziecka przez niemal wszystkie gatunki muzyczne, niczego nie narzucając, ucząc otwartości. To było naprawdę cenne.
A jak to jest mieć siostrę bliźniaczkę?
Natalia Sikora: To jest super! Można się razem wykrzyczeć, razem gdzieś się ruszyć. Z nikim innym też tak doskonale się nie kłócę jak z moją siostrą (śmiech). Bardzo dobrze się rozumiemy. To jest fantastyczne mieć siostrę. Zocha jest też od zawsze moim pierwszym, najwierniejszym i najsensowniejszym fanem.
Podobno jesteście zupełnie inne.
Natalia Sikora: Totalnie. Zosia jest cała mama, ja jestem cały tata. Tak się podzieliłyśmy (śmiech).
Na scenie rządzisz. A jaka jesteś poza?
Natalia Sikora: Strasznie nieśmiała, naprawdę. W dodatku nieufna. To przez różne zebrane w życiu doświadczenia. Natomiast scena jest takim miejscem, gdzie można poszaleć.
—————————————————————————–
ZDJECIA POCHODZĄ Z SESJI DLA MAGAZYNU MIASTO KOBIET
Fotograf: Anna Ciupryk / www.annaciupryk.com
Asystent fotografa: Maciej Rumian
Makijaż: Agnieszka Patrycja Rudzińska
Włosy: Dawid Mizerski
Stylizacja: Patryk Kryślak
Za pomoc i udostępnienie miejsca do sesji dziękujemy
Ferrum Style w Warszawie, ul. Żelazna 41/30