Kręgi poznałam dokładnie rok temu na Zgromadzeniu Kręgów pod Ślężą. Było to wydarzenie, które wystrzeliło mnie w kosmos. Przebywam w nim – z małymi przerwami – do dziś.

Nawet kręgi na Bali, w których siadałam później, nie zrobiły na mnie takiego wrażenia. Czuję się kobietą kręgów. W tym roku zwołałam z Ulą Mikłasiewicz-Ziomek krąg kobiet w ramach międzynarodowej akcji Global Sisterhood (8 marca), a miesiąc później za sprawą inicjatywy ogłoszonej przez Tannę Jakubowicz-Mount i Agatę Dutkowską, by objąć kręgami kobiet całą Polskę, zorganizowałam warsztaty dla zwołujących kręgi (Tanna wprowadzała kobiety, które czują do tego powołanie, w tradycję i zasady kręgów). O kręgach mówiłam w czasie Małopolskiego Kongresu Kobiet. Wniosłam je nawet do dyskusji nad nową Strategię Rozwoju Miasta Krakowa w perspektywie 2030. O kręgach mówię na o-krąg-ło. A ponieważ co chwilę słyszę pytanie „o co w tych kręgach chodzi i co wy tam robicie”, zdecydowałam, że w kilku tekstach przybliżę co nieco kręgi z mojej perspektywy.

Zacznę jednak nie od początku, ale od końca (chociaż w kręgu nie ma to znaczenia, bo nie ma w nim ani początku ani końca), czyli od Zgromadzenia Kręgów Kobiet, z którego właśnie wróciłam (Mąchocice Kapitulne w Górach Świętokrzyskich, 23-26 sierpnia 2017). O refleksje ze zgromadzenia poprosiłam uczestniczki, tak, aby nie była to tylko moja relacja, ale – jak to pięknie nazwała jedna z kobiet – Głos Kręgu. W oczekiwaniu na te wypowiedzi, spisałam na gorąco kilka własnych pokręgowych refleksji. Oto część pierwsza.

W tym roku nie było Zgromadzenia Kręgów, tylko Zgromadzenie Kręgów Kobiet. Dlaczego tak właśnie, dlaczego bez mężczyzn, to oddzielna opowieść. Jedno jest pewne – to było pierwsze Zgromadzenie Kręgów Kobiet i pierwsze zgromadzenie, w którym uczestniczyło tak dużo małych dzieci (najmłodszy uczestnik miał 10 tygodni).

W czasie Zgromadzenia Kręgów Kobiet bardzo dużo dla mnie działo się zarówno w czasie siedzenia w kręgu, jak i pomiędzy kręgami. Nie jestem typem przytulasa, nie wchodzę w szybkie relacje, unikam egzaltacji, mam poczucie mocy i przekonanie, że swoje traumy zaleczyłam, a nie służące mi programy zostawiłam daleko za sobą, ale bardzo, bardzo, bardzo potrzebuję nauczenia się bliskości z kobietami, autentycznych relacji z nimi (bez uciekania, do czego miewam skłonności, gdy stają się zbyt intensywne). Pojechałam na Zgromadzenie z dwiema intencjami, po pierwsze wniesienia lekkości, radości, kreacji własnego życia, smakowania każdego dnia i tych wszystkich pozytywnych jakości, które zamykam w haśle „Po prostu żyj” (na Bali w czasie Bali Spirit Festival namalowałam obraz pod tym właśnie tytułem), po drugie – maksymalnej uważności na kobiety i przyjęcia ich do swojego serca z całą ich różnorodnością i pełnią, tak by nie zamykać się jedynie we własnym doświadczeniu kobiecości. Dzisiejsze słowa piszę w poczuciu przynależności do kobiecego plemienia.

Zrzucamy maski
Nic nie jest takie, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka. Doświadczyłam tego wielokrotnie, gdy przyjaciółki, koleżanki, znajome, dopuszczały mnie do swojego wewnętrznego świata, który nie miał żadnych (naprawdę ŻADNYCH) punktów stycznych z obrazem stworzonym na potrzeby świata zewnętrznego.
Nie chodzi tu o hipokryzję, brak autentyczności czy celowe kreowanie wizerunku, lecz o to, że mamy w sobie takie części, których nie pokazujemy nigdy (czasem ich sobie nawet nie uświadamiamy), chyba że zaznamy takiego poziomu bliskości i poczucia bezpieczeństwa, że odważymy się zrzucić maski i odsłonić (także przed sobą samą) to, co pod spodem.
A pod spodem są krzywdy, zranienia, upokorzenia, wstyd, lęk, niepewność, rozdarcie, samotność, porzucenie, brak bliskości, poczucie, że jest się nieudanym, niegodnym miłości; jest bycie dla innych, a nie dla siebie; jest brak miłości do siebie; jest też frustracja, zazdrość, złość, agresja, wściekłość, wkurw – niewyartykułowane, niewykrzyczane, upakowane i zamknięte w zakamarkach duszy jak w przerażającej komnacie Sinobrodego.

W jednej z ceremonii Zgromadzenia Kręgów Kobiet, ceremonii zaślubin samej siebie (prowadziła ją Starsza Alicja Bednarska), najsilniej wybrzmiewała potrzeba dochowania wierności sobie, stawania w swoje prawdzie i odważnego sięgania po własną moc. Kobiety, które poznałam na Zgromadzeniu mają moc tak potężną, że uwolniona może obalić każdy system. Zablokowały ją jednak wyniesionym z dzieciństwa ugrzecznieniem, konwenansami, podporządkowaniem, a gdzieś głębiej obawą przed odrzuceniem, a całkiem jeszcze głębiej lękiem przed stosem; lękiem, który ciągle płynie w kobiecym krwioobiegu, chociaż od czasów inkwizycji minęło kilka wieków. I ta moc się z nich wyrywa – płaczem, krzykiem, wyciem, a w kręgu jest przestrzeń, by to przyjąć.

Pod maskami ukrywają się:

– Kobiety Heroiny i Zosie Samosie, które boją się prosić o pomoc, bo nie chcą pokazać swojej słabości, wstydzą się, uważają że same sobie najlepiej poradzą lub czują się tej pomocy niegodne, a jednocześnie są już tą swoją samodzielnością i radzeniem sobie ze wszystkim wykończone, są na skraju wytrzymałości i jeszcze chwila, a rozpadną się na milion drobnych kawałków

– Kobiety, które czują się niegodne. Na poziomie rozumu wiedzą, że to absurd, na poziomie duszy czują, że nie zasługują na miłość, przyjaźń, zainteresowanie, dobrą pracę, udany związek, szczęśliwe życie. Często mówią, że słyszały w dzieciństwie od najbliższych, że są nieudane, że trzeba się za nie wstydzić albo bywały porzucane.

– Kobiety, które doznały krzywd od innych kobiet, na wiele sposobów, odrzucone przez matki, porzucone przez mężów dla innej kobiety, zranione przez koleżanki, przyjaciółki. Kobiety, które w trudnych chwilach zwróciły się po wsparcie do innych kobiet i nie otrzymały go.

– Kobiety, które zapomniały o radości życia, o czerpaniu z niego wszystkimi zmysłami. Kobiety, które w imię źle pojętej lojalności wobec bliskich lub przodków uważają, że nie zasługują na radość.

– Kobiety, które mają już dość dawania siebie innym, rozdawania bez końca, spełniania cudzych oczekiwań, stawiania potrzeb innych przed własnymi.

– Kobiety, które są samotne, niezależnie do tego czy są w związku czy nie.

– Kobiety, które ulegają presji, a chciałyby zacząć żyć według własnych reguł.

– Kobiety, które doznały przemocy. Kobiety, które miotają się między byciem ofiarą a byciem katem.

– Kobiety, które czują wkurw i pragną wyć do księżyca.

– Kobiety, które szukają plemienia, wspólnoty.

Dla równowagi dodam, że są kobiety, które stoją już w pełni swojej mocy, smakują życie, a radość przelewa się przez nie jak ocean. Kręgi kobiet są przestrzenią, w której maski są zbędne. Niektóre kobiety uchylają je lekko, a inne potrafią odsłonić się całkowicie, bez lęku, że zostaną źle zrozumiane, ocenione czy zranione. Jestem wdzięczna za autentyczność spotkań z kobietami, za to, że pozwoliły mi się zbliżyć do ich największych lęków, że odsłoniły serce i powiedziały: zobacz, to jestem ja.

Od frustracji do euforii
Krąg ma to do siebie, że każda z nas inaczej go doświadczała i co innego w niej rezonuje. Na własne potrzeby stworzyłam 4 poziomy bycia w kręgu, które pomagają mi zrozumieć to, co się w nim dzieje:

– Poziom pierwszy. Wdzięczność – to pojawia się najczęściej w pierwszym odbiorze; odkrycie jedności, bliskości, przejrzenie się w kobiecych oczach, jak w lustrach, siła z jaką uruchomiają się wewnętrzne procesy. Z tą wdzięcznością często idzie w parze euforia, ale równie dobrze zamiast niej może pojawić się frustracja, zmęczenie, a nawet bunt.

– Poziom drugi. Odkrywanie bolesnych spraw, dotykanie zranień. Stan wdzięczności i euforii jest jak znieczulacz, który dodaje odwagi do spojrzenia głębiej na to, co jest pod powierzchnią i woła o uwagę. Stan buntu jest z kolei jak drzazga i zachęca do tego samego, co euforia, tylko z innego powodu, aby w końcu wyszarpnąć tę drzazgę i pozbyć się ropiejącego bólu.

– Poziom trzeci. Ściąganie masek i powiedzenie głośno, czasem po raz pierwszy, tego co boli naprawdę. Słowa nie zawsze są potrzebne, można to wykrzyczeć, wytupać, wytańczyć, wypłakać i wyprzytulać.

– Poziom czwarty. Dotarcie do źródła. Na tym poziomie jest prawdziwa akceptacja, jedność. Serca się otwierają bez lęku, że zaznają odrzucenia. Na tym poziomie leczą się rany.

Gdzieś na pograniczu pierwszego i drugiego poziomu może się pojawić zwątpienie, czy to przytulanie, patrzenie sobie w oczy, miłość i jedność są autentyczne; zbyt to się wydaje piękne, wręcz podejrzane, pojawia się potrzeba kwestionowania i zajrzenia, co  jest pod spodem.
Na pograniczu trzeciego i czwartego poziomu zaczyna się uzdrawianie. Słowa, nazywanie, etykietowaie są coraz mniej przydatne, a rany nie potrzebują już zewnętrznych plastrów (wyjaśniania, wybaczania, dyskutowania, kompromisów, rozumienia, wiedzy, itp.), bo leczą się same.

Ciąg dalszy nastąpi….

Za kilka dni napiszę o tym, co dokładnie robiłyśmy (ceremonie, inicjacje), jakie są zasady w kręgu
[KOLEJNY WPIS: ZGROMADZENIE KRĘGÓW KOBIET – ZASADY KRĘGÓW]
oraz o dzieciach w kręgu i organizacji tego wydarznia.

PS
Zgromadzenie Kręgów Kobiet odbyło się z inicjatywy Tanny Jakubowicz-Mount.
Mózgiem operacyjnym akcji była: Magdalena Kuropatwińska (proszę o oklaski! O pozostałych osobach najbardziej zaangażowanych w organizację napiszę następnym razem)
W kręgu zasiadło prawie pięćdziesiąt kobiet, kilkanaścioro dzieci i pięć Starszych, które były odpowiedzialne za program i trzymały krąg: Tanna Jakubowicz-Mount, Alicja Bednarska, Barbara Rozciecha, Etira Tierra, Hanna Świątkowska (Zielicha)

przydatne linki:
wywiad z Tanną: Tanna i Matka Ziemia
Tanna o kręgach: Obejmijmy Polskę kręgiem kobiet
Zgromadzenie Kręgów: Zgromadzenie kręgów i co dalej?
Zgromadzenie Kręgów: Zgromadzenie Kręgów
Grupa dla kobiet zwołujących kręgi: Kobiety Zwołujące Kręgi