Pamiętacie, jak kiedyś Andrzej Lepper powiedział: „He, he, no jak można prostytutkę zgwałcić?”. Na sali pełnej mężczyzn rozległy się oklaski i zadowolone śmichy-chichy

Czy lubi pani seks?

Roman Praszyński (lat 55) uznał, że skoro przeprowadza wywiad z aktorką, Anną Marią Sieklucką (lat 27), która zagrała główna rolę w filmie erotycznym „365 dni” (na podstawie książki Blanki Lipińskiej), oznacza to przyzwolenie na słowny i mentalny gwałt na niej.
Nie słyszy, że autorka mówi mu wiele razy w trakcie tego wywiadu „nie”. On robi swoje, bo wie lepiej, bo wydaje mu się, że konwencja wywiadu, jaką przyjął, „koreluje z tematyką filmu i książki”.

Dlatego pyta: „Czy lubi pani seks?”, a gdy słyszy odpowiedź „Jakie ma to znaczenie?”, stwierdza „Skoro nie lubi pani seksu, to co pani lubi?”
„Pani ma doświadczenie seksualne?”, wraca do tematu znowu, ale na pytanie aktorki „A pan?” nie odpowiada, może wydaje mu się hm, zbyt intymne?

W pewnym momencie wyrokuje: „Brzmi pani jak kobieta, która ma 57 lat, a nie 27”. Bo co? Bo Sieklucka nie czuła się komfortowo z pytaniami, czy założyła koronkową bielizną na casting, czy chodzi do klubów nocnych, na plażę nudystów, a może do kościoła, i czy dużo pije i bierze prochy, żeby zapomnieć, że gra sceny rozbierane?
Dziennikarz chyba myśli, że jest błyskotliwy, podczas, gdy jest najnormalniej w świecie chamski. Nie widzi, że rozmówczyni nie chce grać w jego grę, ciągnie ją zadowolony dalej. Pytania są seksistowskie, przekraczające granice przyzwoitości i dobrego smaku.

Krótki żywot w Vivie

Wywiad ukazała się w portalu Vivy 25 stycznia 2020. Nie wiem, kto pierwszy go „wyciągnął” do przestrzeni publicznej, ja dowiedziałam się o nim z fb Karoliny Korwin Piotrowskiej:

Dzisiaj w mediach dzień obrzydliwego seksisty i mizogina.
Aktorstwo to ciężki zawód dla kobiety. Kulturowo, historycznie, aktorki dla wielu były to przez dekady zwykle puszczalskie, łatwe, które znalazły sobie „prosty” sposób na życie. Niektóre, jak wielka tragiczna, Sarah Bernhard, były w młodości kobietami lekkich obyczajów, nasza Modrzejewska przełamywała standardy, zyskując etykietkę „łatwej”. Tak było w 19 wieku. Myślałam, że jak mamy #metoo, mamy jakże dzielne aktorki z Bagateli, jak przestajemy uprzedmiatawiać kobiety, w tym aktorki pracujące TAKŻE ciałem, znamy kontekst ich PRACY, to w 2020 nie znajdę niczego seksistowskiego, obrzydliwego, chamskiego. Myliłam się.
Dziewczyna grająca główną rolę w filmie na podstawie skandalizującej powieści jest aktorką. Dostała do wykonania zadanie aktorskie. Wcześniej wygrała uczciwie casting. W filmie gra różne sceny, taka to jest praca. Cholernie trudna, niewdzięczna, wymagająca psychicznie i fizycznie. Dziewczyna jest młoda, na początku drogi, widać ze stara się być miła dla pana, który jest niczym innym jak śliniącym się satyrem, który z obleśną pogardą zadaje kolejne, intymne, ginekologiczne wręcz pytania. To nie wywiad o tym, co zagrała, jak przekracza się psychiczne i fizyczne granice, to obleśny, krępujący, obrzydliwy mizoginistyczny pseudo podryw, sugerujący, że żeby zagrać, trzeba się naćpać lub nachlać. To prostacka pornograficzna wydzielina, pozbawiona szacunku do aktorki, do młodej kobiety, która wykonała po prostu swoją pracę. Może temu panu trzeba puścić jakiś film z pornhuba zamiast kazać robić wywiady? O Marii Schneider która zagrała wybitnie i czasem nago w Ostatnim tangu w Paryżu, dewotki na ulicy wolały „kurwa”. To było w latach 70.,w 20 wieku. Elegancka gazetka, która publikuje ten „wywiad”, nie różni się niczym od tych tępych dewotek. Ten sam schemat, kołtun, brak szacunku, lepkie myśli i moment, kiedy żenadometr wywala w kosmos. Pani Anno, współczuje. Proszę się trzymać. Tu jest Polska. Tu nie lubi się kobiet.

Popołudniu po kilkugodzinnej aferze, Viva ściąga wywiad z portalu, a dziennikarz publikuje typowe „przeprosiny bez przeprosin”, czyli przeprasza „wszystkich, którzy poczuli się urażeni jego pytaniami i wywiadem”. Przecież on miał dobre intencje, bo mu styl wywiadu, przypomnijmy „korelował z tematyka książki i filmu”.

Jeden z czytelników komentuje: Pan Roman nic nie zrozumiał. Nic. To może podpowiem: załóżmy, że film jest o pedofilii – czy zadaje Pan aktorowi pytania w stylu „Masz doświadczenie seksualne z dziećmi?”, „Był pan molestowany jako dziecko?”. Albo film wojenny: „Zabił pan kiedyś człowieka? A może chociaż trochę? Nie?”. Korelują z tematyką, prawda? Mam nadzieję, że pomogłem.

Szybko okazuje się, że pytania o seks i partnera są w standardowym zestawie pytań Praszyńskiego. Paulina Młynarska pisze:

Roman! Ze mną rozmawiałeś po publikacji książki o podróżach. Czy pytając mnie o to czy mam partnera i kto mnie przytula oraz czy nie brakuje mi seksu, też uważałeś, że to koreluje z treścią? Bo w mojej książce nie ma o seksie nic. Coś tu jest bardzo nie tak. I z redakcją też coś nie halo. Dlatego po ostatniej książce nie zdecydowałam się na wywiad w Vivie. Uznałam, że nie narażę się na kolejną serię molestujących pytań (inny autor, ale redakcja ta sama) Mamy 2020 rok i jesteśmy po #MeeToo. Wake up! I jeszcze to żenujące non apology! Przeprosiny tak nie wyglądają.

Siostrzeństwo kobiet

Młynarska przypominając na swoim profilu felieton sprzed 3 lat, w którym opisuje jak wyglądało jej spotkanie z Praszyńskim i dlaczego odmówiła publikacji wywiadu w Vivie, dodaje, że robi to:
ZE SPECJALNĄ DEDYKACJĄ DLA REDAKTOREK Z KOBIECYCH GAZET. TO WY PUSZCZACIE TE TEKSTY. DOPÓKI TO ROBICIE, NIE OPOWIADAJCIE NAD SOJOWYM LATTE O FEMINIZMIE I SIOSTRZEŃSTWIE.

Mocne, prawda? A mnie się przypomina zasłyszane gdzieś stwierdzenie, że kobiety same są strażniczkami patriarchatu. Z niedowierzaniem i potwornym smutkiem czytam komentarze kobiet, które często ukazują się pod tekstami dotyczącymi przemocy wobec kobiet. Przypomnijcie sobie, jakie szambo ze strony kobiet wylało się np. na Weronikę Rossati, gdy opowiedziała publicznie o swoim doświadczeniu przemocy (bo jest aktorką? bo jest sławna? bo jest kobietą?). Pamiętam też podobną nagonkę sprzed paru lat na Katarzynę Figurę, gdy opowiedziała, jak mąż się nad nią znęcał. Siekluckiej też się dostało, że przecież sama się o to prosiła, grając w takim filmie. Czy nie przypomina wam to trochę:  „Sama się prosiła o gwałt, bo założyła krótką spódniczkę”?

Pisze niejaka Małgorzata: Uważam, że nie jest w porządku robić z tej aktorki bezwolną i bezbronną ofiarę. Zagrała w filmie na podstawie powieści, którą trudno nazwać subtelną – jest pełna brutalnych scen przemocy i seksu pokazanego w cokolwiek daleki od romantyzmu sposób, o wulgaryzmach nie wspominając. Zakładam więc, że film będzie podobny. Uważam, że ten dziennikarz miał pełne prawo uważać, że aktorka ma daleko posunięte granice wrażliwości, i jeżeli była w stanie zagrać te wszystkie dosadne sceny seksu, to nie powinna mieć problemu z odpowiadaniem na równie dosadne pytania na główny temat, który dotyczył filmu.
Beata dziwi się: Pani udzielająca wywiadu zagrała w erotycznym filmie, a nie ekranizacji żywotu świętej. Spodziewała się pytań o ulubiony kolor i miejsce wakacyjnych podróży, czy o erotykę? Wywiad autoryzowała. Była oburzona, czy coś mnie ominęło…
Emilia: gdyby ta sama pani wywaliła na swoim instagramie cipkę na widok publiczny z hasztagiem #kochamseksjakkońowies to wszystkie te panie wymienione w poście z panią KKP na czele piałyby z zachwytu nad tym jak postępowa i wyzwolona jest pani młoda aktorka.

Drogie kobiety, nie róbcie sobie tego i innym kobietom! Przeczytajcie raz jeszcze początek tego tekstu. Czy jeśli kobieta zarabia seksem na życie, oznacza to, że można ją gwałcić? Czy jeśli aktorka gra w filmie sceny erotyczne oznacza to, że można wchodzić z buciorami w jej życie intymne?
A gdyby ktoś nadal nie odróżniał życia od fikcji, przypominam – aktor nie jest graną przez siebie postacią.