Porozmawiajmy o śmierci, zaproponowałam fotografce Katarzynie Widmańskiej. Zgodziła się. Wywiad ukazał się w magazynie „Miasto Kobiet” (nr 5/2013)
Boisz się śmierci?
Katarzyna Widmańska: To zależy od mojego stanu emocjonalnego. Ostatnio nie. Już bardziej obawiam się, że umrze mi ktoś bliski. A ja sama? Dla mnie śmierć jest równoznaczna z tym, że znikamy i nie ma nas, więc jak umrę to i tak będzie mi wszystko jedno. Bardziej niż śmierci obawiam się rzeczy, które są z nią związane, na przykład tego, że mogłabym się obudzić w trumnie, więc na wszelki wypadek chcę być skremowana.
Fotografując piękne kobiety w trumnach oswajasz te lęki?
Katarzyna Widmańska: Cykl Necrofashion powstał z przekory. Chciałam zwrócić uwagę na coś, co wypieramy, mimo iż spotka każdego z nas. Inspiracją były zdjęcia post mortem, czyli fotografie pośmiertne. Pamiętam, że kiedyś się ich bałam, a poźniej przestałam. Ludzie na nich nie są straszni, są martwi, a jednocześnie piękni. Dlatego w cyklu z trumnami pokazałam śmierć, ale w takiej konwencji, w jakiej fotografuje się modę. To moja odpowiedź na wypieranie tematu śmierci. Atakuje nas medialny przekaz, że powinniśmy być wiecznie młodzi i piękni, tematu starości i śmierci się unika, a przecież na każdego z nas prędzej czy później przyjdzie pora. W wielu wsiach panuje jeszcze zwyczaj, że zwłoki zostają w domu, ludzie przychodzą, żeby się ze zmarłym pożegnać. To jest piękne.
Twoje zmarłe są ubrane jak na pokaz mody. Nie jest to przypadkiem idealizowanie śmierci?
Katarzyna Widmańska: Wydaje mi się, że to jest jedyna forma, w jakiej ludzie są w stanie przyjąć ten temat. Zresztą, nie analizuję tego i nie dorabiam do zdjęć filozofii. Robię to, co pojawia się w mojej głowie i pozostawiam innym wolność interpretacji.
Co zobaczyłaś najpierw?
Katarzyna Widmańska: Kobietę w sukni haute couture, w jednej z typowych póz fashion, tyle że w trumnie. Kiedy zabierałam się do realizacji tej wizji wiedziałam, że musi być pięknie ubrana, że trumna musi stać, a nie leżeć, i że atmosfera musi być mroczna, a kolory intensywne. Czyli takie moje, typowe klimaty.
Te kobiety nie zmarły śmiercią naturalną.
Katarzyna Widmańska: Jest uduszona, topielica, z poderżniętym gardłem, podciętymi nadgarstkami. Jest też powieszona, a obok mężczyzna z kulką w głowie. Więc ona się powiesiła w efekcie tej tragedii. Taka wersja Romeo i Julii.
A mnie przyszło do głowy, że ona najpierw zabiła jego, a potem siebie.
Katarzyna Widmańska: Sama widzisz, każdy może to zinterpretować po swojemu.
Modelki miały opory?
Katarzyna Widmańska: Sygnalizowałam przed sesją, że trzeba będzie wejść do trumny, więc były przygotowane.
Trumny wzięłaś z domu pogrzebowego?
Katarzyna Widmańska: Nie, zbili je moje znajomi. Często pomagają mi w przygotowywaniu rekwizytów. Ostatnio, do innego projektu, sami robiliśmy fotel do egzorcyzmów wzorowany na krześle elektrycznym.
Widziałaś zmarłego w trumnie?
Katarzyna Widmańska: Nie, ale byłam przy śmierci bliskiej osoby. To było dla mnie traumatyczne przeżycie, mimo iż byłam pogodzona z tym, że musi odejść. Pamiętam, że nie mogłam potem oglądać filmu „33 sceny” Szumowskiej. Musiałam wyjść do łazienki, bo chciało mi się wyć.
Śmierć głęboko w tobie tkwi – Necrofashion nie był pierwszym cyklem, w którym się z nią zmierzyłaś.
Katarzyna Widmańska: Zawsze miałam ciągoty do mrocznych rzeczy. Może to ma związek z depresyjnym charakterem, a może paradoksalnie z fascynacją życiem, z którym przecież wiąże się przemijanie i śmierć. Zaczęło się od cyklu z wampirami, potem był Nekromantic, czyli ożywianie zmarłych, a dopiero później Necrofashion.
Aż boję się zapytać, co będzie następne?
Katarzyna Widmańska: Matki Boskie i święci. Matki Boskie będą piękne. A święci… sporo z nich zginęło śmiercią męczeńską, więc od tematu nie ucieknę.
Wspomniałaś o krześle do egzorcyzmów. A ono do czego?
Katarzyna Widmańska: Do projektu filmowego. Ostatnio przestały mi wystarczać statyczne kadry. Dlatego nakręciłam etiudę filmową, która podejmuje motyw ścierania się dobra ze złem, ale szczegółów jeszcze nie chcę zdradzać. Teraz pracuję nad następną, a w głowie mam już pomysł na pełnometrażową fabułę.
Próbujesz zatem zmierzyć się z tematem zła?
Katarzyna Widmańska: Ja cały czas się z nim mierzę, non stop, już od dłuższego czasu, odkąd pamiętam. Widocznie ono po prostu jest we mnie.
Wierzysz w zło w czystej postaci?
Katarzyna Widmańska: Nie ma jednoznaczniej definicji dobra i zła. Interesują mnie psychiczne uwarunkowania, czyli co sprawia, że człowiek staje się zły, bo na pewno taki się nie rodzi. W jakiś sposób zło mnie fascynuje, bardziej niż dobro. Wolę czytać o różnych psycholach i seryjnych zabójcach, niż żywoty świętych. Zresztą, czuję, że boskość może być tak samo dobra, jak i zła, i że to kwestia umowna, po której stronie ją umieścimy.
Trochę szokujące, ale piękne.