Kilkadziesiąt kobiet, luźna atmosfera, śmiechy, pogaduchy, kawa na stole i goście, którzy inspirują. Pół roku temu zaczęliśmy w Mieście Kobiet realizować to, co w głowie urodziło mi się co najmniej pięć lat temu, ale tzw. bieżączka spychała w niebyt. Spotkania z Czytelniczkami, raz na dwa miesiące, czyli związane z cyklem wydawania gazety.
Monika Jurczyk [1. spotkanie, grudzień 2014] Cudownie demonstrowała na uczestniczkach, jak jeden element garderoby, typu: podwinięte rękawy/nogawki lub zdjęty/założony naszyjnik, może wyszczuplić sylwetkę. I mówiła jak ważny jest sposób ubierania, nie tylko dla naszego komfortu, ale i tego, jak jesteśmy postrzegane przez innych. Ja dzięki Monice zaczęłam nosić kolorowe rzeczy.
Olga Haller [2. spotkanie, luty 2015] Pojawiła się, mimo iż trzy dni wcześniej złamała rękę. Cudownie opowiadała o indywidualizmie w związkach i w sposobie patrzenia na seks. Mówiła, że to, że się wtłacza w głowy, że komunikacja jest tak bardzo potrzebna w łóżku, nie oznacza, że mamy analizować każdy stosunek seksualny. Plus, że przyjaźń w związku trudno pogodzić z namiętnością (niestety). Były też cudowne brafitterki z Vanilla Body Shop.
Agnieszka Czerwińska [3. spotkanie, kwiecień 2015] Agnieszka Czerwińska 65-kilogramowa, z dużym dystansem demonstrowała spodnie Agnieszki Czerwińskiej 125-kilogramowej. Mogłybyśmy wejść do nich razem, ja do jednej nogawki, ona do drugiej. Agnieszka powiedziała, że była tak uzależniona od cukru, że zaczynała dzień od niego i kończyła o trzeciej w nocy.
Na deser spotkania była cudowna Ania Protas, która poderwała wszystkich do tańca
Jeszcze dwie dygresje.
Pierwsza. Postrzegamy siebie zupełnie inaczej niż należałoby. Większość uczestniczek na spotkaniu z Agnieszką Czerwińską, na pytanie: Czy jesteś zadowolona ze swojej wagi, odpowiedziała NIE. Zapewniam, że większość miała BMI w normie.
Druga. Chyba nie wyciągamy wniosków i nie przyswajamy nauk z wcześniejszych spotkań. Po drugim spotkaniu przyszedł mail do redakcji: „Na spotkaniu Klubu MK, jedynie p. Aneta Pondo wyglądała koherentnie do okazji, jeśli wolno mi tak powiedzieć. Poza tym – szarzyzna. Kobiety w Krakowie ubierają się jak szare myszy albo wręcz brzydko. Seksowności nie było widać, moim zdaniem, żadnej. Może to zima, może zwykły dzień pracy…”
Sprostuję, że nie tylko ja byłam kolorowa, i jak się nasza Czytelniczka wyraziła „koherentna”. Ale rzeczywiście, dwa miesiące wcześniej Monika Jurczyk namawiała do odwagi w ubieraniu. A my jednak ciągle wyciągamy z szafy ulubione szare wdzianka.
Na koniec, podziękowania dla Metaforma Cafe, która nas gości, i dwie klubowe filmowe relacje: