Chcę ją poznać. Chcę z nią zrobić wywiad – to była pierwsza myśl, gdy usłyszałam Cry Baby w jej wykonaniu.

Początkowo wydawała mi się nieco zagubiona i onieśmielona zamieszaniem jakie wywołała. W kolejnej odsłonie dostrzegłam, że jest mroczna i niepokorna. I coraz bardziej fascynująca. Gdy przygotowywałam się do wywiadu, zrozumiałam, że jest artystką w pełni ukształtowaną. Kompletną.

Spotkałyśmy się przed koncertem formacji Mięśnie, którą tworzy z Jackiem Belerem i kilkoma muzykami. W Pięknym Psie na krakowskim Kazimierzu Mięśnie wykrzyczały swój bunt i niemoc. A właściwie wykrzyczał Jacek Beler, który zawładnął sceną i publicznością. Natalia Sikora bardziej w tle. Chciałabym usłyszeć ją na żywo samą.

Lekka afera po ukazaniu się wywiadu („Miasto Kobiet” nr 4/2013) rozpętała się, gdy Fakt (albo Pudelek, nie pamiętam, kto był pierwszy, a kto tylko przedrukowywał dalej) odkrył w wypowiedzi Natalii zdanie „Bitwy to była manipulacja reżyserska, żeby podnieść oglądalność”. Ameryki nikt nie odkrył, ale tabloidy miały co jeść przez kilka dni.

Zdarzyło mi się, że słuchałam „Testamentu” z płyty „Zanim”, która ukazała się zaraz po zakończeniu The Voice of Poland i płakałam. Herbert zinterpretowany przez Natalię Sikorę poruszył we mnie emocje, o które się nie podejrzewałam.

Teraz czekam na jej płytę „Bezludna wyspa bluesa”.
I na kolejny koncert.
Bo ciągle nie wiem, co w niej siedzi.
Łudzę się, że kiedyś uda mi się ją zrozumiem i dotknąć jej tajemnicy.
Przeczuwam jedynie, że z takim poziomem emocji wrażliwości nie żyje się łatwo.

PRZECZYTAJ WYWIAD: NATALIA SIKORA – WSZYSTKO NA MOICH WARUNKACH