Afera wybuchła, gdy media ujawniły plan eksterminacji dzików. Dawno żadne zwierzę nie zawładnęło tak masową wyobraźnią. Dziki na zdjęciach profilowych, pasiaste maluchy na fejsbukowych ścianach, szok i niedowierzanie. Liczba 210 tys. wystrzelanych zwierząt robi wrażenie
Na mnie równie duże wrażenie zrobiły przejawy „teorii względności”, które się ujawniły przy tej okazji, bo przecież nie wszyscy są „z dzikami”.
Dzieci cierpią bardziej
Dziko-sceptyczni próbują ochładzać emocje takimi tekstami:
1) „już naprawdę nie macie komu współczuć, tyle dzieci cierpi na świecie, a wy zajmujecie się dzikami?”
2) „dzików ma zginąć ledwie 200 tys., a świń co roku jest zabijanych 120 milionów”
3) „obłudnicy, współczujecie ciężarnym lochom, a jesteście za aborcją dzieci”
Na wszelki wypadek wyjaśnię, że:
ad 1) Współczucie dzikom nie wyklucza współczucia ludziom, w tym dzieciom. Wręcz przeciwnie, na ogół te wrażliwości są kompatybilne.
ad 2) Super, że ktoś zauważył te miliony świń i to też nie wyklucza zasadności zajmowania się dzikami. Co więcej, może właśnie przy tej okazji komuś zaświta, by zainteresować się skutkami masowej wielkoprzemysłowej hodowli zwierząt i ograniczeniem schabowych na talerzu.
ad 3) Widzę tu błąd rozumowania. To że ktoś współczuje zabijanym ciężarnym lochom nie jest jednoznaczne z popieraniem aborcji. Chociaż owszem, można współczuć ciężarnym dzikom i być przeciwnym strzelaniu do nich, a jednocześnie można być zwolennikiem prawa kobiet do aborcji (przy okazji, skoro przy rozumowaniu jesteśmy, aborcja nie zabija matki, czasem wręcz przeciwnie – ratuje ją).
O względności liczb śmiertelnych?
Parę osób w ostatnich dniach zasugerowało, że nagonka na myśliwych jest medialna, a afera nadmuchana, bo rok wcześniej wystrzelano odpowiednio 282 tys., 310 tys., 260 tys.. 219; jednym słowem jakieś milion dzików w ciągu 4 lat. Pod wpływem tych informacji u niektórych osób solidarność z dzikami zamiast zintensyfikować się, nieco zmalała.
Porozmawiajmy o interpretacji tego faktu i o względności liczb śmiertelnych.
Jeśli zabija się 210 tys. stworzeń w ciągu jednego roku jest to bez wątpienia szok. Ale jeśli okazuje się, że robi się to od lat, jest to już normalne? Takie zabijanie przez „zasiedzenie”? Za pierwszym razem może szokuje (czy raczej szokowałoby, gdyby ktoś poza zainteresowanymi, czyli dzikami i myśliwymi, wiedział), a potem się przyzwyczajamy.
W mojej interpretacji te 210 tys. dzików wypłynęło do Internetu i na ulice po to, żebyśmy przejrzeli na oczy. Ile jest takich spraw, o których nie mamy pojęcia, bo nie przedarły się jeszcze do przestrzeni publicznej? Przyszedł czas większej wrażliwości i uważności na sprawy związane z naturą. Może to ten plastik na plażach i oceanach, smog w powietrzu, duszące się karpie na święta i szczyt klimatyczny sprawił, że zaczynamy widzieć i zadawać pytania.
Dziura w ekosystemie
Czy ktoś się wcześniej zastanawiał nad tym, po co nam dziki i co się stanie, gdy ich zabraknie? Dziki sprzątają las, są jego sanitariuszami, usuwają padlinę, zjadają chore ptaki i ssaki, ryją ziemię przyspieszając rozkład martwej materii, zjadają larwy i poczwarki. Mają też wpływ na populację kleszczy – im mniej dzików tym więcej kleszczy (jeśli boicie się dzików, to zapewniam was, że borelioza przenoszona przez kleszcze jest gorsza). Mechanizm jest prosty: dziki, które kojarzymy głównie z żołędziami, żywią się też gryzoniami, a to na nich głównie pasożytują kleszcze.
Nie ulega więc wątpliwości, że dziki są niezastąpione w ekosystemie. Nie jesteśmy w stanie rozwikłać wszystkich współzależności w świecie natury, ale doświadczenie pokazuje, że ingerencje człowieka w świat przyrody rzadko bywają udane (a może nawet nigdy).
Wróble Mao Tse Tunga
Poczytajcie „Farmagedon” (Philip Lymbery, Isabel Oakeshott), który zaczyna się od opowieści o chińskiej eksterminacji wróbli. Mao Tse Tung wydał im wojnę, bo podobno zjadały za dużo ziarna. To była powszechna mobilizacja narodu. Ludzie od rana do nocy płoszyli ptaki, strzelali do nich, niszczyli ich gniazda, rozbijali jaja. „Według pewnej relacji prasowej, zanim pierwszy dzień dobiegł końca, w samym tylko Szanghaju zabito w przybliżeniu 194 432 sztuki.”
Kiedy populacja wróbli spadła niemal do zera, błyskawicznie rozmnożyły się owady (które straciły naturalnego wroga) i zniszczyły uprawy, co doprowadziło do klęski głodu. „W tym czasie równowaga w przyrodzie była zachwiana do tego stopnia, że zastanawiano się nad importem wróbli ze Związku Radzieckiego”.
To co zrobił Mao TsetTung dzieje się na całym świecie, tylko bardziej „elegancko”. Ci którzy to robią, bardzo się starają, żebyście tego nie zobaczyli.
Naprawdę, poczytajcie „Farmagedon”…